sobota, 16 grudnia 2017

Rozdział 2


 - Witaj, Granger, tęskniłaś? – zapytał mężczyzna. Uniosła głowę i spojrzała na niego swoimi brązowymi tęczówkami, w których dostrzegalny był wyraz mieszanki bólu, bezsilności, strachu
i złości. Jej twarz była umorusana, widać było, że często płakała. Spojrzała na niego z zaciętym wyrazem twarzy i uśmiechnęła się. Zdziwił się ma ten gest. Z początku nie za bardzo rozumiał dlaczego dziewczyna się uśmiechnęła, gdy zrozumiał miał szczerą ochotę się zaśmiać. Jednak denerwowanie tej szlamy sprawiało mu niemałą przyjemność.
- Naprawdę. Granger? Na nic lepszego nie stać takiej brudnej szlamy jak ty? – zapytał z ironią w głosie. Po chwili jednak i on się uśmiechnął. – No tak – westchnął teatralnie łapiąc się za serce – jesteś szlamą, czego ja się spodziewam. Hermiona tylko prychnęła.
- No dalej, szlamo, wyduś to z siebie – powiedział. – No co, mała Granger się boi? – spytał z nutką sarkazmu – No dalej, kochanie, nie mamy całego tygodnia.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać – odpowiedziała hardo. Malfoy podziwiał jej śmiałość i odwagę w tamtym momencie. Miała tyle do stracenia, mogła stracić nawet życie, a ona nie bała się odpowiadać mu w taki sposób.
- Dlaczego? – zadał pytanie z udawanym smutkiem.  
- Kiedy mówię daję ci dużą satysfakcje, odczuwasz wtedy, że masz nade mną władzę, a kiedy nie mówię nic, to tak jakby mnie tu nie było, jakbym była nieuchwytna – odparła Gryfonka.
- Nawet, gdy nie mówisz, brudna szlamo mam nad Toba władzę – zaczął mówić poważnym tonem spoglądając prosto w jej czekoladowe oczy – spójrz – rozłożył ręce pokazując jej cały loch – nadal tu jesteś, skuta kajdanami, bez jedzenia i picia, uwięziona w lochu, a czy spodziewasz się kochanie w czyich lochach się znajdujesz? – zapytał z uśmiechem. Wyraz twarzy dziewczyny trudno było odgadnąć, zastanawiała się, analizowała każde wypowiedziane przez Dracona słowo. Nie mogła sobie przypomnieć, to było trudniejsze niż myślała. Przypomniało jej się jak Harry opisywał jej pobyt w lochach domu Malfoyów. Ciemne, brudne, pełne różnych narzędzi tortur – na samą myśl Hermionie zrobiło się niedobrze. Harry opowiadał to z każdym szczegółem, jednak Granger nadal nie mogła rozgryźć w czyich lochach się znajduje z pewnością nie były to te lochy z Malfoy Manor, wiedziałaby. Tak sprytna i inteligentna czarownica jak Hermiona Granger od razu rozpoznałaby lochy Malfoya. Pamiętała jak mężczyzna ją tu zwlekał, rozpoznałaby salon młodego Ślizgona. Chociaż była w jego domu raz i nie wspominała tych wydarzeń dobrze, to miała niesamowitą pamięć fotograficzną. Przymknęła powieki, wzięła głęboki oddech i zaczęła przywoływać zdarzenia z porwania.

[WSPOMNIENIA]

 Jak każdej środy Hermiona Granger wstała dość wcześnie, bowiem od pewnego czasu bardzo polubiła bieganie, więc w każdą środę i  w każdy piątek miesiąca młoda Gryfonka poświęcała czas na swoje nowe hobby. Bieganie w jakiś sposób ją uspokajało, zapominała o Bożym świecie. O wszystkich problemach, które ją dotykały, zapominała także o wojnie, która dotknęła ją i jej przyjaciół. O rodzicach, których do tej pory nie odnalazła, a szanse na odnalezienie państwa Grangerów były łudzące. Wiele tygodni spędziła na poszukiwaniu rodziny, skutek ciągle był taki sam – przepadli – jak kamień w wodę. Rozpaczała długo, ale jak każdy – starała się żyć normalnie, iść dalej, nie stać w miejscu, bo to było najgorsze co mogłaby wtedy zrobić. Ubrała czarny dres założyła kaptur na głowę, uprzednio zamykając drzwi na klucz, wyszła z domu i zaczęła biec. Roznosiła ją euforia, była pełna werwy. Rozglądała się na otaczający ją dookoła las. Zieleń działała na nią kojąco ponadto każdy wdech był dla niej jak pierwszy oddech, nie miała tego bezdechu, który ogarniał ja kiedy chciała płakać lub kiedy płakała. Czuła się wolna.
 Biegała jeszcze godzinę, potem postanowiła wrócić do domu, Biegała jeszcze godzinę, potem postanowiła wrócić do domu, wracała jeszcze pustymi ulicami Londynu, zimny wiatr owiewał jej rumianą twarz. Nagle jakby ja spetryfikowało, stanęła w miejscu ze zdziwieniem. Drzwi do jej mieszkania były uchylone. To niemożliwe, zamykałam drzwi – pomyślała. Czym prędzej podbiegła w tamtą stronę. Weszła czym prędzej w głąb mieszkania, wszystkie rzeczy były porozwalane, weszła do pokoju. Zwykle schludny pokój wyglądał jakby przeszedł przez huragan, jej ubrania porozwalane były po podłodze, zasłony zostały pozrywane. Dotychczas zamknięte szuflady były powyrzucane, a papiery powywalane. Jej półka na książki była zbezczeszczona. Dziewczynie łzy zbierały się do oczu, nagle przypomniała sobie o bardzo ważnych dokumentach, które trzymała w kuchni. Ruszyła ku pomieszczeniu, gdy weszła do pomieszczenia zamurowało ją. Na krześle przodem do niej siedział młody mężczyzna. Niewysoki, z włosami związanymi w kucyk patrzył na nią szarymi oczami, w których dostrzegalne było rozbawienie. Miał uwydatnione kości policzkowe, wąskie usta wykrzywił w ironicznym uśmiechu. W ręku trzymał jakiś przedmiot, ale nie przyglądała się mu .Ubrany był w szmaragdową szatę, więc Hermiona od razu zrozumiała, iż nie jest to zwykły mugol, lecz czarodziej. Sięgnęła do kieszeni spodni, gdzie powinna znajdować się różdżka. Zrobiła zdziwioną minę – atrybutu nie było. W tym momencie rozległ się śmiech, szczery śmiech. Spojrzała na niego lekko wystraszona a on postanowił się w końcu odezwać, kończąc uprzednio swój śmiech.
- Eh, a podobno jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny – pokręcił z rozbawieniem głową. Głos miał niski, brzmiał jak poeta, jego głos był kojący, ale jednocześnie osoba, która go słyszała wyczuwała, ze zadzieranie z nim to nienajlepszy pomysł. – Czy to ci coś przypomina? – zapytał podnosząc swoją dużą opaloną dłoń, w której trzymał różdżkę, nie byle jaką różdżkę, bo różdżkę samej Hermiony.
- Skąd ty… - zaczęła.
- Och, naprawdę? – prychnął. – Kto jest tak głupi, żeby nie wiedzieć, że ukryjesz różdżkę pomiędzy książkami? Jesteś taka przewidywalna – odparł obojętnym tonem – myślałem, że zajmie mi to więcej czasu, włamanie się do ciebie, pozbawienie cię różdżki, cóż, widać, zbyt wysoko cię oceniłem – wzruszył ramionami kręcąc głową.
- Czego chcesz? – spytała lekko przerażonym tonem, mężczyzna rozgryzł ją szybciej niż myślała, znalazł jej różdżkę, miał ją w garści.
- Chcę ciebie – w tym momencie wszystko działo się szybko, skierował w nią magiczny przedmiot, wypowiedział formułkę, a ona upadła. Ostatnie, co usłyszała to ‘’No to zaczynamy zabawę’’.
 Jedyne, co potem pamiętała to ciemne lochy i to, że szarooki wpadał do niej tylko po to, aby dać jej jedzenie lub trochę uprzykrzyć jej życie.

[KONIEC WSPOMNIENIA]

 Westchnęła a w jej oczach zalśniły łzy. Nie, nie będę płakać, nie przy nim – pomyślała i znów spojrzała na niego walecznym spojrzeniem. Pokonał ja, bo była głupia, myślała, że nic złego ją już nie spotka i może żyć bez tak dużej przezorności. W wyobraźni widziała minę zawodu Harry’ego i jego żałujące spojrzenie. Zawsze namawiał ją do trzymania różdżki przy sobie, nawet podczas biegania, teraz płaciła za swoją upartą naturę bardzo drogą cenę.
- To, co, szlamciu, nie wiesz? – Każde jego słowo ociekało sarkazmem.
- Nie wiem, ale się dowiem, zobaczysz – odpowiedziała twardo – choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką przyjdzie mi zrobić, dowiem się w lochach, jakiego parszywca się znajduje.
- To twoje udawanie, że się w ogóle nie boisz jest, co najmniej słodkie, ale dziś przyszedłem w innej sprawie – odrzekł mężczyzna – pomyślałem sobie, że ja wiem jak ty się nazywasz, więc sprawiedliwie byłoby gdybyś i ty znała moje imię.
- Uwierz, nie potrzebuję tego – prychnęła. – Ale skoro już musisz.
- Grzeczna dziewczynka – spiorunowała go wzrokiem – nie sądzisz, że jesteśmy dla siebie zbyt mili? – Zapytał. – Odzywamy się do siebie w dość luźny sposób, nie krzyczymy, widać nasza znajomość kwitnie – uśmiechnął się.
- No ty chyba sobie żartujesz! – Oburzyła się – nigdy nie będziemy w przyjacielskich stosunkach. – Odparła. – Jesteś podłym, bezdusznym potworem, który więzi mnie w zatęchłym lochu, wyzywa od szlam, uprowadził mnie niewiadomo, po co i teraz jeszcze sugerujesz, że nasza rzekoma znajomość kwitnie! – Krzyknęła zdenerwowana brązowowłosa.
- Już, wyżyłaś się? – Zapytał retorycznie. – To dobrze, cóż – zaczął poważnie – niedługo dowiesz się, po co cię uprowadziłem, ale na razie wiedz, że nie jestem potworem, lecz nazywam się Chris – powiedział. Dziewczyna kiwnęła tylko głową na znak, że zrozumiała.
- Mam dla ciebie jedzenie – wyczarował talerz, na którym było sporo kawałków kurczaka, pieczone ziemniaki i gotowana marchewka, obok stał dzbanek z sokiem a niedaleko niego szklanka. Przypomniał sobie, ze dziewczyna jest skuta kajdanami, więc szybko ją z tego uwolnił.
- Mam coś jeszcze – powiedział, podczas gdy młoda czarownica rozmasowywała bolące nadgarstki, uniosła na niego swoje czekoladowe oczy. Wyjął spod szaty książkę. I rzucił na podłogę.
- Pomyślałem, że powinienem bardziej zadbać o twoją wygodę – spojrzała na niego groźnie – mam nadzieje, że ci się spodoba – wyszedł z jej lochu bez żadnego pożegnania zatrzaskując kraty i zamykając je wielkim kluczem. I odszedł. Dziewczyna podeszła do jedzenia i już miała zamiar sięgnąć po łódko, ale nie mogła się powstrzymać i wpierw sięgnęła ku książce. Oniemiała, gdy zobaczyła tytuł.
- Romeo i Julia – odparła, – na co mi książka o tragicznej miłości? Westchnęła nie uzyskawszy odpowiedzi i zabrała się za jedzenie.



 Powrócił do swego małego kantorka z zamiarem przebrania się i zaczekania jeszcze tych dziesięciu minut aż działanie eliksiru przestanie działać.

 Draco postanowił dokładnie obmyślić plan przekonania Granger do pomocy. Całe porwanie było jedynie szczegółem, a dziewczyna nigdy nie miała się dowiedzieć, że to właśnie jego sprawka. Siedział pochylony w gabinecie swojego ojca czytając papiery o przeszłości Idalii, były to kluczowe informacje, ponieważ nie miał ich zbyt wielu, a musiał jej pomóc. W jakikolwiek sposób. Ktoś zapukał do drzwi, krzyknął tylko ‘’wejść’’ i dalej przeglądał dokumenty. Drzwi otworzyły się, a w progu stała siostra Malfoya. Podniósł wzrok i uśmiechnął się napotykając jej wzrok, oddała jego gest.
- Czegoś potrzebujesz? – zapytał.
- Właściwie, to – zaczęła dziewczyna – chciałam zapytać czy mogę wyjść do ogrodu.
- Oczywiście, że możesz – odparł, – kto miałby ci zabronić? Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- No właśnie, Idalio. Niedługo przybędzie Zabini, więc zawołam cię, abyś się z nim przywitała, prawdopodobnie znów będzie miał do opowiedzenia jakąś bezsensowną historyjkę, które tak uwielbiasz – powiedział. Idalii oczy zaświeciły się z radości. Uwielbiała Blaise’a, nie był jak Draco, on zawsze miał humor i starał się ją rozbawić, za to go uwielbiała.
- To wyśmienicie – klasnęła w dłonie – pójdę już, gwiazdy świecą dziś jasno, może chcesz wyjść ze mną i je pooglądać? – zapytała.
- Nie, to nie dla mnie – mruknął i znów zajął się swoimi papierami. Dziewczyna westchnęła smutno, ale rozumiała. Draco był inny niż wszyscy. Był dobrym bratem, ale nie chciał z nikim spędzać za dużo czasu. Opuściła czym prędzej jego gabinet i udała się w kierunku ogrodu.



Nie chcę sie nawet tłumaczyć ile czasu mnie tu nie było, jeśli wciąż tu jesteś to bardzo sie cieszę. Nie było mnie ponad rok, nie wiem działo sie ze mną różnie, naprawdę postaram się dokończyć to Dramione, przewiduje dwadzieścia rozdziałów, może więcej, jednocześnie piszę też nowe więc na pewno znajdę czas i na to, ale nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, naprawdę. Co słychac? Ja mam nawał nauki i nie wiem za co sie zabrać, pozdrawiam ciepło. 

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział 1

 W pewien wietrzny dzień, wyniosły arystokrata przemierzał ulice Londynu. Opatulił się bardziej swoim zielonym szalikiem. Zaklął po cichu, nie rozumiał, dlaczego znajduje w niemagicznej części miasta w tak ponury dzień. Wiatr rozwiewał na wszystkie strony świata jego blond włosy. Chłopak miał ochotę jak najszybciej teleportować się do domu, gdzie czeka na niego jego od niedawna ulubiona zabawka. Uśmiechnął się do siebie na tę myśl i nawet zapomniał o chłodzie. Szedł z wysoko uniesioną głową, uśmiechając się z wyższością do wszystkich, którzy śmieli na niego spojrzeć. Dotarł wreszcie do swojego celu. Ulica Privet Drive była pusta, cicha i spokojna. Dotarł pod dom z numerem czwartym i zapukał. Zastanawiało go, co też jeszcze robi tu Wybraniec, gdy w Dolinie Godryka odrestaurowano posiadłość jego rodziny. Natomiast święty Potter mieszkał sobie z mugolami. Myślał, czego mógł chcieć od niego Potter, że wezwał go najszybciej jak to było możliwe. Drzwi się otworzyły i ukazał się w nich najbrzydszy chłopak jakiego kiedykolwiek arystokrata widział. Gruby, różowy z blond włosami, przypominał mu prosię.
- Tak? – zapytał chłopak, starając przypominać poważnego. Malfoy zaśmiał się w duchu. Zabini miałby z niego ubaw albo pobawiłby się z tym mugolem. Blaise, nowy wielbiciel szlam i zdrajców krwi, nadal pozostawał jego najlepszym przyjacielem. Mimo iż obydwoje mieli inne poglądy do tego typu spraw.
- Dzień dobry, nazywam się Draco Malfoy i przyszedłem w odwiedziny do Harry’ego Pottera, mieszka tutaj jeszcze? – spytał arystokrata dość pretensjonalnym tonem.
- Taa, jasne, chwilę tu pomieszka – mruknął. – Wejdź – powiedział i otworzył szerzej drzwi.
Prychnął zdegustowany. Zrozumiał teraz brak manier u Pottera, skoro mieszkał z takim niewychowanym prosiakiem, to nie ma co się dziwić.
- Dudley, kto przyszedł?! – krzyknął ktoś, schodząc po schodach, Draco od razu rozpoznał ten głos. Parę sekund później pojawił się przed nim zbawca świata czarodziejów.
- Cześć, Malfoy – przywitał się młodzieniec. – Jak się masz? – zapytał, uśmiechając się. Draco uniósł brew, że niby Harry Potter się do niego uśmiechnął? No tak, zakopali topór wojenny, ale o przyjaźni nie było mowy, chyba że rzuciliby na niego Obliviate i nic by nie pamiętał.
- Witaj, Potter – odparł. – Mam nadzieję, że to jakaś ważna sprawa, bo ostatnio mam ważniejsze sprawy na głowie – powiedział poważnym tonem Malfoy, faktycznie miał ważną sprawę na głowie, czekała na niego w domu, a przecież jego zabawka też musi jeść, nie karmił jej dawno.
- Widzę, Malfoy, że nie jesteś zbyt przyjaźnie nastawiony ku mnie – rzucił ironicznie Harry. Draco przewrócił oczami. To, że się pogodzili, wcale nie oznaczało, iż młody czarodziej zacznie mieć z nim przyjazne stosunki.
- Mów, czego chcesz, Potter, śpieszę się – odparł blondyn. – Nie po to przemierzałem taką część niemagicznego Londynu w tę okropną pogodę, aby potem czekać na nowinki od Chłopca, Który Przeżył.
- No, już dobrze, Malfoy – powiedział Harry. – Zapewne wiesz, że ostatnio Hermiona gdzieś zniknęła – odparł.
Draco uśmiechnął się w myślach.
- Doprawdy? – zapytał, udając zaskoczonego. – A co mnie to obchodzi? Gdyby nie żyła i tak bym nie zauważył – rzucił pogardliwym tonem. – Pewnie szlamcia wyjechała gdzieś na wakacje i po prostu was o tym nie powiadomiła – powiedział znudzonym tonem. – Cóż, Granger może w końcu znudziła się Łasicą i Wybrańcem – zaśmiał się. Harry spojrzał na niego z ukosa z niesmakiem. Nie wiedział, co było gorsze – to, że Malfoy nazwał jego najlepszą przyjaciółkę szlamą czy to, że w ogóle nie obchodziła go ta sytuacja, a właśnie w tej sprawie poprosił chłopaka o odwiedziny.
- Nie nazywaj jej tak w mojej obecności, Malfoy.
Blondyn tylko prychnął z politowaniem.
– Cóż, muszę przyznać, Draco, jeśli pozwolisz, będę mówił ci po imieniu.
 Niebieskooki wzruszył ramionami, co oznaczało brak jakiegokolwiek sprzeciwu, by Harry mówił do niego po imieniu
– Świetnie – uśmiechnął się Wybraniec. – Twoja teza o tym, że Hermiona gdzieś wyjechała też była przez nas rozpatrywana – powiedział Złoty Chłopiec.
- Brawo, Potter, wiedziałem, że w końcu nadejdzie ten dzień i ty z Łasicą w końcu użyjecie swojego groszku – zaklaskał w ręce.
Czarnowłosy spojrzał na niego wzrokiem jakiego nie powstydził by się sam bazyliszek.
Arystokrata zaśmiał się szczerze. Zielonookiemu nie było tak do śmiechu jak arystokracie.
- Możesz przez chwilę zachowywać się poważnie? – spytał z irytacją Harry, patrząc w stronę chłopaka. – Jestem zmęczony tym wszystkim i nie mam sił, więc bądź łaskaw, Malfoy, i zastopuj pokłady sarkazmu i ironii.
Blondyn spojrzał na Pottera i dostrzegł to, o czym chłopak mówił. Harry schudł, jego skóra poszarzała, miał sińce pod oczami i spierzchnięte usta. Widać było, że jest zmęczony i od dłuższego czasu nie sypiał za dobrze. Draconowi zrobiło się żal zielonookiego, lecz szybko ta myśl opuściła jego głowę. Zastanawiało go jednak, co też może być przyczyną wycieńczenia Pottera. Kiwnął jedynie głową i słuchał dalej chłopaka.
- Hermiona nie wyjechała na żadne wakacje, byliśmy w jej mieszkaniu, wszystko zostało zbezczeszczone tak jakby ktoś się włamał i porwał Hermionę, i boję się, że te przypuszczenia mogą okazać się prawdziwe – zasmucił się. – Szukamy jej wszędzie, ale nie ma po niej śladu, sprawca nie zostawił nawet włosa, normalnie, idealnie mu to wyszło. Prawdopodobnie planował to od dawna, a my przez bite trzy tygodnie byliśmy przekonani, że jest na wakacjach. Jak mogłem być taki głupi – usiadł, kręcąc głową. – Dałem mu tyle czasu, że może być teraz wszędzie.
Malfoy uśmiechnął się pod nosem.
- I co ja mam z tym wspólnego? – zapytał arystokrata.
- Uruchomiłem wszystkie swoje kontakty, powiadomiłem ministerstwo, ale to nadal za mało – zaczął Harry.
- I? – zapytał blondyn.
- Pomyślałem, że może uruchomiłbyś swoje kontakty, jesteś obeznany, znasz masę ludzi, oczywiście zapłacę, ile będzie trzeba – dodał szybko.
- Mam robić cokolwiek dla Granger? Nie ma mowy. – Pokręcił przecząco głową, zakładając ręce na piersi. – Pomagać odnaleźć szlamę? To nie w moim stylu, dla mnie mogłaby umrzeć –  powiedział chłodno. W głębi ducha wiedział, że znalazłby dziewczynę i bez kontaktów, ale Potter nie musiał wiedzieć o jego słodkiej tajemnicy.
- Malfoy – westchnął Wybraniec – proszę cię – powiedział.
Chłopak pokręcił przecząco.
- Nie – odparł. – Nie pomogę Granger.
- Dlaczego? – spytał Harry.
Młody arystokrata zaśmiał się szczerze. Harry uniósł brew i spojrzał na niego, nie rozumiejąc, co tak śmieszy chłopaka.
- Naprawdę nie wiesz, Potter? – zapytał Draco nadal wyraźnie rozbawiony.
Czarodziej pokręcił przecząco głową.
- Nie – powiedział. –  ­Wytłumacz – zażądał.
- Och, to takie banalne, Potter – westchnął Draco. – Granger jest szlamą, teraz rozumiesz?
- Och, proszę cię Malfoy – westchnął Potter– zrobię wszystko, co chcesz – odrzekł.
Malfoy uniósł brew i uśmiechnął się szatańsko. Mam w garści nawet Pottera – pomyślał.
- Wszystko? – zapytał.
- Wszystko – odparł Harry.
- Wykorzystam to, Potter, kiedy nadejdzie czas, a teraz obiecuję ci uruchomić wszystkie swoje kontakty, aby odnaleźć te szl... znaczy Granger – poprawił się, widząc wzrok Harry’ego.
- Tak szybko zgodziłeś się mi pomóc, Malfoy? – zapytał z niedowierzaniem.
- Wiesz, Potter, mam cię teraz tak jakby w garści, nie przepuszczę takiej okazji. – Szyderczy uśmiech wpłynął na jego bladą twarz.
- Nie da się ukryć – mruknął uśmiechając się zielonooki. – To co, Malfoy, umowa? – wyciągnął ku niemu rękę, chłopak przyjął ją i uścisnął.
- Umowa, Potter – powiedział. Och, gdybyś tylko wiedział, Potter…, zaśmiał się w myślach Draco.
- Dostałeś list? – zapytał po chwili Złoty chłopiec.
- Jaki? Ach ten, tak, dostałem list z Hogwartu – powiedział Draco – Mniemam, że święty Potter również otrzymał zaproszenie na ukończenie siódmego roku nauki? A jeśli ty, to również Łasica, tak? Od razu odechciewa mi się tam wracać – rzekł znudzonym tonem. Miał wrócić do szkoły razem ze swoją niespodzianką, ale nadal nie wiedział jak to będzie dokładnie wyglądać. Pomyśli o tym później.
- Wracamy z Ronem – wzruszył ramionami. – Będziemy nadal szukać Hermiony, ale ona chciałaby, żebyśmy ukończyli szkołę, robimy to głównie dla niej – westchnął smutno. – Mam nadzieję, że się odnajdzie.
- Potter, jeśli ja uruchamiam swoje znajomości, nie ma takiej możliwości, by Granger się nie znalazła – powiedział wyniośle. – Jeszcze zobaczysz te jej kudły w Hogwarcie.
- Malfoy miły, no nie wierzę – powiedział zgryźliwie Harry.
-  Pamiętaj, że zrobisz dla mnie wszystko Potter, więc mogę być miły – powiedział z nutką ironii w głosie.
- Zaprzedałem duszę diabłu – pokręcił z niedowierzaniem Wybraniec.
- Potter, my tu gadamy o niczym, a ja muszę już wracać, mam ważne rzeczy na głowie. – Uśmiechnął się pod nosem nagle coś sobie przypominając – Ach, Potter…
Wybraniec spojrzał na niego.
- Tak? – zapytał czarnowłosy.
- Na pewno masz jakieś kartki powiadamiające społeczność czarodziejską o zaginięciu tej – urwał, wiedząc, że chciał nazwać ją szlamą – Granger – dopowiedział – Mógłbym dostać?
- Ta, jasne, powinienem je gdzieś tu mieć. – Potter zaczął gorączkowo grzebać w szufladach kuchennych. Draco teraz mógł przyjrzeć się pomieszczeniu, wcześniej nie tylko nie było na to okazji, a także niezbyt ciekawił go wystrój domu jego odwiecznego wroga. Od razu pożałował decyzji o przyjrzeniu się pomieszczeniu. Było okropne. Kuchnia została cała wytapetowana we wzory przypominające coś na kształt kwiatów, ale tapeta była tak stara i wyblakła, że Draconowi nie chciało się nad tym zastanawiać. Niektóre kawałki odrywały się od ściany. Blondyn spojrzał z niesmakiem na meble. Wyblakłe brązowe szafki z połamanymi rączkami, obdrapane i źle dopasowane. Młody Malfoy nie miał większej ochoty tego oglądać.
- Potter, czy ta kuchnia nie mogła być piękniejsza? – spytał sarkastycznie Malfoy podczas, gdy Złoty Chłopiec poszukiwał kartki.
- Eeee, no wiesz, ciotka i wuj niedługo wracają i mają zamiar to wszystko umeblować, na razie jest tu ze mną wyłącznie Dudley i jakoś nam się nie chce nic z tym robić. – Wzruszył ramionami, uśmiechając się w stronę Ślizgona przepraszająco.
- Ech, Potter… – Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Mam! - krzyknął Gryfon, machając kartką papieru. Draco wziął ją do ręki.
- Dzięki, Potter – odparł.
- Taa, proszę – machnął ręką – i dziękuję, że pomożesz nam w odnalezieniu Hermiony.
- To dla mnie drobnostka, Potter, a teraz naprawdę muszę już iść, do zobaczenia w szkole.
- Cześć, Malfoy – powiedział. Draco teleportował się przed Malfoy Manor.

*
Wszedł do swojej posiadłości, dokładnie w tym samym czasie pojawił się przed nim jego wierny skrzat, odbierając mu plaszcz.
- Panna Malfoy, czeka w salonie, sir. – Ukłonił się nisko skrzat.
- Za ile mogę spodziewać się obiadu? – zapytał pełnym wyższości głosem, patrząc z niesmakiem na skrzata.
- Za chwilę, sir. – Znów się skłonił.
- To wszystko, Kredko.
Skrzat zniknął w mgnieniu oka. Chłopak skierował się ku ogromnemu salonowi urządzonemu typowo w stylu Malfoyów. Ściany w kolorze ciemnego fioletu idealnie komponowały się z ogromnym kryształowym żyrandolem. Na ścianach wisiały obrazy przodków rodu, wielkich czarodzieji, a po prawej stronie umieszczony został portret Dracona, który się nie uśmiechał. Minę miał poważną i wyniosłą. Ubrany był w szmaragdową szatę, doskonale pasującą do jego mleczno-białej cery. Jego platynowe włosy połyskiwały niczym diamenty. Uśmiechnął się, widząc swój portret. Czarna skórzana sofa ustawiona  stała pośrodku pięknego pokoju. W rogu pomieszczenia był komin, w którym wesoło skakały płomienie. Draco powrócił wzrokiem na skórzaną sofę i zobaczył ją. Niewysoka, platynowłosa dziewczyna siedziała na kanapie. Jej nogi ułożone były na bok, długie blond pasma opadały na jej śnieżno białą twarz. Jest podobna do mnie, pomyślał Draco. Spojrzał w dół i ujrzał na dywanie czerwoną plamę, wzrok natychmiast przeniósł ku dłoniom dziewczyny. W jednej ręce trzymała srebrny sztylet, z którego skapywała krew, zresztą cała jej blada dłoń była we krwi. Przeniósł wzrok na drugą rękę i o mało co nie krzyknął. Dziewczyna wręcz precyzyjnie przecinała swoją skórę, przedramię okalane było kreskami, skąd sączyła się krew. Draco szybko podbiegł do blondynki i wyrwał jej nóż z ręki. Spojrzała na niego swoimi błękitnymi tęczówkami, w których wyraźnie dostrzegalne było rozbawienie. Jej malinowe usta wykrzywiły się w niewinnym uśmiechu. Spojrzała na okaleczona rękę, potem na Dracona, a potem znów na okaleczoną dłoń, delikatnie ją polizała. Malfoy spojrzał na nią z oburzeniem.
- Idalio! – krzyknął oburzony. – Co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz?
Dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami.
- Bawię się, krew jest taka piękna, nie sądzisz – zaśmiała się perliście. – Och, nie skończyłam swojego dzieła. To wszystko twoja wina! – krzyknęła, kierując na niego palec. W jedne sekundzie po uśmiechniętej blondynce nie było już śladu. Opadła na podłogę założyła ręce na głowę i zaczęła się ciągnąć za włosy. Płakała głośno i cały czas szeptała do siebie, bujając się do przodu i do tyłu. – To wszystko ich wina, nie mam błękitnej krwi, miałabym, gdyby nie on, on jest wszystkiemu winny, tak, zabije go i będę taka jak mówił.
Malfoy ukucnął przy dziewczynie i zaczął nią potrząsać.
 - O kim ty, do cholery, mówisz?! – krzyknął. – Idalia, ocknij się – ponownie nią potrząsnął – proszę cię.
Spojrzeli sobie w oczy. Dziewczyna uspokoiła się i przytuliła do blondyna. Oddał jej uścisk i pogłaskał po głowie. Zaczęła cicho szlochać.
- P-przepraszam, D-Draco – szepnęła, szlochając. – J-ja n-nie w-wiem j-już… – Przytuliła go mocniej.
- Już, cii – szepnął, uciszając ją i odsuwając od siebie. – Lepiej? – zapytał. Kiwnęła powoli głową. Ucałował ją w czoło. – Musimy coś zjeść, chodź. – Podał jej dłoń i nagle sobie przypomniał – Ale najpierw… – nie dokończył.
- Co najpierw? – spytała cicho.
- Musimy zająć się tym – pokazał na zakrwawione dłonie. Spuściła głowę i pokiwała niezauważalnie. – Usiądź – powiedział. Podszedł do szafki, otworzył ją i wyjął bandaż oraz eliksir uzdrawiający. – Masz, wypij – podał jej fiolkę, w tym samym czasie, gdy dziewczyna sączyła eliksir, Draco oczyścił ranę i obandażował ją. Patrzyła się na niego. – Co? – zapytał.
- Nie, nic, to kochane, że się o mnie troszczysz – uśmiechnęła się do niego.
- Nadrabiam te osiemnaście lat – wzruszył ramionami kończąc swoje dzieło – proszę – odparł.
- Dziękuję – powiedziała niebieskooka – to teraz idziemy zjeść? – spytała.
- Tak, Kredka mówiła, że obiad będzie lada moment.

*
Po najedzeniu się, Draco siedział wygodnie rozparty na kanapie, sącząc czerwone wino. Rozmyślał o swoim planie względem Idalii. Cały ten cyrk poświęcony jest właśnie jej i temu przeklętemu wierszowi, na pewno wieczorem dołoży nowy wers do tego przeklętego wiersza. Czas porozmawiać z naszą ukochaną zabaweczką. Uśmiechnął się w kierunku dziewczyny, która czytała jakąś książkę.
- Wrócę za co najwyżej godzinę – rzucił w jej stronę, kiwnęła głową. Nigdy nie pytała Dracona, gdzie i po co idzie. Wiedziała bowiem, że jej brat nienawidzi tych pytań i woli, kiedy nikt nie wiedział, co robi. Lubił prywatność, a ona to szanowała. Chłopak skierował się w stronę starych lochów, gdzie za czasów Lorda Voldemorta trzymano więźniów. Najpierw jednak skierował się do małego pomieszczenia, w którym znajdował się eliksir wieloskokowy, który Draco musiał wypić. Wrzucił tylko włosy tego mugola, który swego czasu służył mu za informatora, ale niestety teraz siedział sobie na jakiejś wyspie, którą podarował mu Draco w zamian za pukiel włosów, po które chłopak często się udawał, uprzednio ubierając się w burgundową szatę.
Spojrzał w lustro wiszące na ścianie. Niewysoki brunet o szarych tęczówkach, włosy związane w kitkę, ów mężczyzna był w miarę przystojny. Ale nie tak przystojny jak ja, pomyślał Malfoy. Wyszedł z pomieszczenia kierując się ku bardzo oddalonemu lochowi, był to najciemniejszy i najstraszniejszy loch w całym Malfoy Manor. Wyjął klucze z prawej kieszeni i otworzył loch. W rogu przykuta rękami i nogami do ściany siedziała usmolona dziewczyna z burzą loków. Spojrzała w stronę młodego Malfoya nienawistnym spojrzeniem. Chłopak zaśmiał się tylko.
- Witaj, Granger, tęskniłaś? 

Witam was ponownie moi mili! :) Pod ostatnim postem doczekałam się naprawdę masę miłych komentarzy, za które z całego serca dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. :) Miałam małe zawahania, kiedy pisałam ten rozdział. Boję się, że nie spodoba wam się tak jak prolog. Lecz napisałam rozdział, został on sprawdzony za co bardzo dziękuję. Nie przedłużam. Zmykam i proszę o minutkę na pozostawienie opinii na temat rozdziału w komentarzu. Pozdrawiam!
Rose Prince 

niedziela, 31 lipca 2016

Prolog

Moje ręce widziały więcej ostrzy niż twoje oczy
 Moja krew płynęła dużo szybciej niż bicie twojego serca 
Moje łzy skapywały szybciej i częściej niż byś chciał 
Moja odwaga zanikała każdego dnia po wejściu do domu 
 Moje policzki częściej odczuwały ból niż ty głód 
 Moja siła odwaga i cale emocje umierają wraz z otwarciem drzwi
 Moje uszy słyszały więcej obelg niż ty mrugnąłeś powieką
W moich żyłach płynęła błękitna krew 
Mimo to po rozcięciu nie była błękitna 
Była czerwona 
Brudna nie nadająca się na arystokratyczny ród 
Krzyczałam 
Utraciłam zmysły 
Bez nadziei na odnalezienie 
Na pomoc
 W końcu
 Odnaleźli mnie
 Moja krew 
 Krew z ich krwi 
Kość z ich kości 
A mimo to nadal krzyczałam
 Zamknęli mnie aż przestałam 
Przyszedł on 
Moja kopia 
Chciałam go zabić 
Nie udało się 
Płacz złość i udręka ogarnęły całą moją dusze i ciało 
Do dziś

Witam was moi drodzy na moim nowym blogu. :) Liczę, że prolog się wam spodobał i zachęcił do zostania ze mną i zagłębienia się w tę historię. Nie przedłużając i nie chcąc was męczyć proszę o opinie w komentarzach. Dziękuję moi mili i do zobaczenia wkrótce!


Rose Prince

Czytelnicy