sobota, 16 grudnia 2017

Rozdział 2


 - Witaj, Granger, tęskniłaś? – zapytał mężczyzna. Uniosła głowę i spojrzała na niego swoimi brązowymi tęczówkami, w których dostrzegalny był wyraz mieszanki bólu, bezsilności, strachu
i złości. Jej twarz była umorusana, widać było, że często płakała. Spojrzała na niego z zaciętym wyrazem twarzy i uśmiechnęła się. Zdziwił się ma ten gest. Z początku nie za bardzo rozumiał dlaczego dziewczyna się uśmiechnęła, gdy zrozumiał miał szczerą ochotę się zaśmiać. Jednak denerwowanie tej szlamy sprawiało mu niemałą przyjemność.
- Naprawdę. Granger? Na nic lepszego nie stać takiej brudnej szlamy jak ty? – zapytał z ironią w głosie. Po chwili jednak i on się uśmiechnął. – No tak – westchnął teatralnie łapiąc się za serce – jesteś szlamą, czego ja się spodziewam. Hermiona tylko prychnęła.
- No dalej, szlamo, wyduś to z siebie – powiedział. – No co, mała Granger się boi? – spytał z nutką sarkazmu – No dalej, kochanie, nie mamy całego tygodnia.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać – odpowiedziała hardo. Malfoy podziwiał jej śmiałość i odwagę w tamtym momencie. Miała tyle do stracenia, mogła stracić nawet życie, a ona nie bała się odpowiadać mu w taki sposób.
- Dlaczego? – zadał pytanie z udawanym smutkiem.  
- Kiedy mówię daję ci dużą satysfakcje, odczuwasz wtedy, że masz nade mną władzę, a kiedy nie mówię nic, to tak jakby mnie tu nie było, jakbym była nieuchwytna – odparła Gryfonka.
- Nawet, gdy nie mówisz, brudna szlamo mam nad Toba władzę – zaczął mówić poważnym tonem spoglądając prosto w jej czekoladowe oczy – spójrz – rozłożył ręce pokazując jej cały loch – nadal tu jesteś, skuta kajdanami, bez jedzenia i picia, uwięziona w lochu, a czy spodziewasz się kochanie w czyich lochach się znajdujesz? – zapytał z uśmiechem. Wyraz twarzy dziewczyny trudno było odgadnąć, zastanawiała się, analizowała każde wypowiedziane przez Dracona słowo. Nie mogła sobie przypomnieć, to było trudniejsze niż myślała. Przypomniało jej się jak Harry opisywał jej pobyt w lochach domu Malfoyów. Ciemne, brudne, pełne różnych narzędzi tortur – na samą myśl Hermionie zrobiło się niedobrze. Harry opowiadał to z każdym szczegółem, jednak Granger nadal nie mogła rozgryźć w czyich lochach się znajduje z pewnością nie były to te lochy z Malfoy Manor, wiedziałaby. Tak sprytna i inteligentna czarownica jak Hermiona Granger od razu rozpoznałaby lochy Malfoya. Pamiętała jak mężczyzna ją tu zwlekał, rozpoznałaby salon młodego Ślizgona. Chociaż była w jego domu raz i nie wspominała tych wydarzeń dobrze, to miała niesamowitą pamięć fotograficzną. Przymknęła powieki, wzięła głęboki oddech i zaczęła przywoływać zdarzenia z porwania.

[WSPOMNIENIA]

 Jak każdej środy Hermiona Granger wstała dość wcześnie, bowiem od pewnego czasu bardzo polubiła bieganie, więc w każdą środę i  w każdy piątek miesiąca młoda Gryfonka poświęcała czas na swoje nowe hobby. Bieganie w jakiś sposób ją uspokajało, zapominała o Bożym świecie. O wszystkich problemach, które ją dotykały, zapominała także o wojnie, która dotknęła ją i jej przyjaciół. O rodzicach, których do tej pory nie odnalazła, a szanse na odnalezienie państwa Grangerów były łudzące. Wiele tygodni spędziła na poszukiwaniu rodziny, skutek ciągle był taki sam – przepadli – jak kamień w wodę. Rozpaczała długo, ale jak każdy – starała się żyć normalnie, iść dalej, nie stać w miejscu, bo to było najgorsze co mogłaby wtedy zrobić. Ubrała czarny dres założyła kaptur na głowę, uprzednio zamykając drzwi na klucz, wyszła z domu i zaczęła biec. Roznosiła ją euforia, była pełna werwy. Rozglądała się na otaczający ją dookoła las. Zieleń działała na nią kojąco ponadto każdy wdech był dla niej jak pierwszy oddech, nie miała tego bezdechu, który ogarniał ja kiedy chciała płakać lub kiedy płakała. Czuła się wolna.
 Biegała jeszcze godzinę, potem postanowiła wrócić do domu, Biegała jeszcze godzinę, potem postanowiła wrócić do domu, wracała jeszcze pustymi ulicami Londynu, zimny wiatr owiewał jej rumianą twarz. Nagle jakby ja spetryfikowało, stanęła w miejscu ze zdziwieniem. Drzwi do jej mieszkania były uchylone. To niemożliwe, zamykałam drzwi – pomyślała. Czym prędzej podbiegła w tamtą stronę. Weszła czym prędzej w głąb mieszkania, wszystkie rzeczy były porozwalane, weszła do pokoju. Zwykle schludny pokój wyglądał jakby przeszedł przez huragan, jej ubrania porozwalane były po podłodze, zasłony zostały pozrywane. Dotychczas zamknięte szuflady były powyrzucane, a papiery powywalane. Jej półka na książki była zbezczeszczona. Dziewczynie łzy zbierały się do oczu, nagle przypomniała sobie o bardzo ważnych dokumentach, które trzymała w kuchni. Ruszyła ku pomieszczeniu, gdy weszła do pomieszczenia zamurowało ją. Na krześle przodem do niej siedział młody mężczyzna. Niewysoki, z włosami związanymi w kucyk patrzył na nią szarymi oczami, w których dostrzegalne było rozbawienie. Miał uwydatnione kości policzkowe, wąskie usta wykrzywił w ironicznym uśmiechu. W ręku trzymał jakiś przedmiot, ale nie przyglądała się mu .Ubrany był w szmaragdową szatę, więc Hermiona od razu zrozumiała, iż nie jest to zwykły mugol, lecz czarodziej. Sięgnęła do kieszeni spodni, gdzie powinna znajdować się różdżka. Zrobiła zdziwioną minę – atrybutu nie było. W tym momencie rozległ się śmiech, szczery śmiech. Spojrzała na niego lekko wystraszona a on postanowił się w końcu odezwać, kończąc uprzednio swój śmiech.
- Eh, a podobno jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny – pokręcił z rozbawieniem głową. Głos miał niski, brzmiał jak poeta, jego głos był kojący, ale jednocześnie osoba, która go słyszała wyczuwała, ze zadzieranie z nim to nienajlepszy pomysł. – Czy to ci coś przypomina? – zapytał podnosząc swoją dużą opaloną dłoń, w której trzymał różdżkę, nie byle jaką różdżkę, bo różdżkę samej Hermiony.
- Skąd ty… - zaczęła.
- Och, naprawdę? – prychnął. – Kto jest tak głupi, żeby nie wiedzieć, że ukryjesz różdżkę pomiędzy książkami? Jesteś taka przewidywalna – odparł obojętnym tonem – myślałem, że zajmie mi to więcej czasu, włamanie się do ciebie, pozbawienie cię różdżki, cóż, widać, zbyt wysoko cię oceniłem – wzruszył ramionami kręcąc głową.
- Czego chcesz? – spytała lekko przerażonym tonem, mężczyzna rozgryzł ją szybciej niż myślała, znalazł jej różdżkę, miał ją w garści.
- Chcę ciebie – w tym momencie wszystko działo się szybko, skierował w nią magiczny przedmiot, wypowiedział formułkę, a ona upadła. Ostatnie, co usłyszała to ‘’No to zaczynamy zabawę’’.
 Jedyne, co potem pamiętała to ciemne lochy i to, że szarooki wpadał do niej tylko po to, aby dać jej jedzenie lub trochę uprzykrzyć jej życie.

[KONIEC WSPOMNIENIA]

 Westchnęła a w jej oczach zalśniły łzy. Nie, nie będę płakać, nie przy nim – pomyślała i znów spojrzała na niego walecznym spojrzeniem. Pokonał ja, bo była głupia, myślała, że nic złego ją już nie spotka i może żyć bez tak dużej przezorności. W wyobraźni widziała minę zawodu Harry’ego i jego żałujące spojrzenie. Zawsze namawiał ją do trzymania różdżki przy sobie, nawet podczas biegania, teraz płaciła za swoją upartą naturę bardzo drogą cenę.
- To, co, szlamciu, nie wiesz? – Każde jego słowo ociekało sarkazmem.
- Nie wiem, ale się dowiem, zobaczysz – odpowiedziała twardo – choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką przyjdzie mi zrobić, dowiem się w lochach, jakiego parszywca się znajduje.
- To twoje udawanie, że się w ogóle nie boisz jest, co najmniej słodkie, ale dziś przyszedłem w innej sprawie – odrzekł mężczyzna – pomyślałem sobie, że ja wiem jak ty się nazywasz, więc sprawiedliwie byłoby gdybyś i ty znała moje imię.
- Uwierz, nie potrzebuję tego – prychnęła. – Ale skoro już musisz.
- Grzeczna dziewczynka – spiorunowała go wzrokiem – nie sądzisz, że jesteśmy dla siebie zbyt mili? – Zapytał. – Odzywamy się do siebie w dość luźny sposób, nie krzyczymy, widać nasza znajomość kwitnie – uśmiechnął się.
- No ty chyba sobie żartujesz! – Oburzyła się – nigdy nie będziemy w przyjacielskich stosunkach. – Odparła. – Jesteś podłym, bezdusznym potworem, który więzi mnie w zatęchłym lochu, wyzywa od szlam, uprowadził mnie niewiadomo, po co i teraz jeszcze sugerujesz, że nasza rzekoma znajomość kwitnie! – Krzyknęła zdenerwowana brązowowłosa.
- Już, wyżyłaś się? – Zapytał retorycznie. – To dobrze, cóż – zaczął poważnie – niedługo dowiesz się, po co cię uprowadziłem, ale na razie wiedz, że nie jestem potworem, lecz nazywam się Chris – powiedział. Dziewczyna kiwnęła tylko głową na znak, że zrozumiała.
- Mam dla ciebie jedzenie – wyczarował talerz, na którym było sporo kawałków kurczaka, pieczone ziemniaki i gotowana marchewka, obok stał dzbanek z sokiem a niedaleko niego szklanka. Przypomniał sobie, ze dziewczyna jest skuta kajdanami, więc szybko ją z tego uwolnił.
- Mam coś jeszcze – powiedział, podczas gdy młoda czarownica rozmasowywała bolące nadgarstki, uniosła na niego swoje czekoladowe oczy. Wyjął spod szaty książkę. I rzucił na podłogę.
- Pomyślałem, że powinienem bardziej zadbać o twoją wygodę – spojrzała na niego groźnie – mam nadzieje, że ci się spodoba – wyszedł z jej lochu bez żadnego pożegnania zatrzaskując kraty i zamykając je wielkim kluczem. I odszedł. Dziewczyna podeszła do jedzenia i już miała zamiar sięgnąć po łódko, ale nie mogła się powstrzymać i wpierw sięgnęła ku książce. Oniemiała, gdy zobaczyła tytuł.
- Romeo i Julia – odparła, – na co mi książka o tragicznej miłości? Westchnęła nie uzyskawszy odpowiedzi i zabrała się za jedzenie.



 Powrócił do swego małego kantorka z zamiarem przebrania się i zaczekania jeszcze tych dziesięciu minut aż działanie eliksiru przestanie działać.

 Draco postanowił dokładnie obmyślić plan przekonania Granger do pomocy. Całe porwanie było jedynie szczegółem, a dziewczyna nigdy nie miała się dowiedzieć, że to właśnie jego sprawka. Siedział pochylony w gabinecie swojego ojca czytając papiery o przeszłości Idalii, były to kluczowe informacje, ponieważ nie miał ich zbyt wielu, a musiał jej pomóc. W jakikolwiek sposób. Ktoś zapukał do drzwi, krzyknął tylko ‘’wejść’’ i dalej przeglądał dokumenty. Drzwi otworzyły się, a w progu stała siostra Malfoya. Podniósł wzrok i uśmiechnął się napotykając jej wzrok, oddała jego gest.
- Czegoś potrzebujesz? – zapytał.
- Właściwie, to – zaczęła dziewczyna – chciałam zapytać czy mogę wyjść do ogrodu.
- Oczywiście, że możesz – odparł, – kto miałby ci zabronić? Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- No właśnie, Idalio. Niedługo przybędzie Zabini, więc zawołam cię, abyś się z nim przywitała, prawdopodobnie znów będzie miał do opowiedzenia jakąś bezsensowną historyjkę, które tak uwielbiasz – powiedział. Idalii oczy zaświeciły się z radości. Uwielbiała Blaise’a, nie był jak Draco, on zawsze miał humor i starał się ją rozbawić, za to go uwielbiała.
- To wyśmienicie – klasnęła w dłonie – pójdę już, gwiazdy świecą dziś jasno, może chcesz wyjść ze mną i je pooglądać? – zapytała.
- Nie, to nie dla mnie – mruknął i znów zajął się swoimi papierami. Dziewczyna westchnęła smutno, ale rozumiała. Draco był inny niż wszyscy. Był dobrym bratem, ale nie chciał z nikim spędzać za dużo czasu. Opuściła czym prędzej jego gabinet i udała się w kierunku ogrodu.



Nie chcę sie nawet tłumaczyć ile czasu mnie tu nie było, jeśli wciąż tu jesteś to bardzo sie cieszę. Nie było mnie ponad rok, nie wiem działo sie ze mną różnie, naprawdę postaram się dokończyć to Dramione, przewiduje dwadzieścia rozdziałów, może więcej, jednocześnie piszę też nowe więc na pewno znajdę czas i na to, ale nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, naprawdę. Co słychac? Ja mam nawał nauki i nie wiem za co sie zabrać, pozdrawiam ciepło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelnicy