- Witaj, Granger, tęskniłaś? – zapytał mężczyzna. Uniosła głowę i spojrzała
na niego swoimi brązowymi tęczówkami, w których dostrzegalny był wyraz
mieszanki bólu, bezsilności, strachu
i złości. Jej
twarz była umorusana, widać było, że często płakała. Spojrzała na niego z
zaciętym wyrazem twarzy i uśmiechnęła się. Zdziwił się ma ten gest. Z początku
nie za bardzo rozumiał dlaczego dziewczyna się uśmiechnęła, gdy zrozumiał miał
szczerą ochotę się zaśmiać. Jednak denerwowanie tej szlamy sprawiało mu niemałą
przyjemność.
- Naprawdę.
Granger? Na nic lepszego nie stać takiej brudnej szlamy jak ty? – zapytał z
ironią w głosie. Po chwili jednak i on się uśmiechnął. – No tak – westchnął
teatralnie łapiąc się za serce – jesteś szlamą, czego ja się spodziewam.
Hermiona tylko prychnęła.
- No dalej,
szlamo, wyduś to z siebie – powiedział. – No co, mała Granger się boi? – spytał
z nutką sarkazmu – No dalej, kochanie, nie mamy całego tygodnia.
- Nie mam
zamiaru z tobą rozmawiać – odpowiedziała hardo. Malfoy podziwiał jej śmiałość i
odwagę w tamtym momencie. Miała tyle do stracenia, mogła stracić nawet życie, a
ona nie bała się odpowiadać mu w taki sposób.
- Dlaczego? –
zadał pytanie z udawanym smutkiem.
- Kiedy mówię
daję ci dużą satysfakcje, odczuwasz wtedy, że masz nade mną władzę, a kiedy nie
mówię nic, to tak jakby mnie tu nie było, jakbym była nieuchwytna – odparła
Gryfonka.
- Nawet, gdy
nie mówisz, brudna szlamo mam nad Toba władzę – zaczął mówić poważnym tonem
spoglądając prosto w jej czekoladowe oczy – spójrz – rozłożył ręce pokazując
jej cały loch – nadal tu jesteś, skuta kajdanami, bez jedzenia i picia,
uwięziona w lochu, a czy spodziewasz się kochanie w czyich lochach się
znajdujesz? – zapytał z uśmiechem. Wyraz twarzy dziewczyny trudno było
odgadnąć, zastanawiała się, analizowała każde wypowiedziane przez Dracona
słowo. Nie mogła sobie przypomnieć, to było trudniejsze niż myślała.
Przypomniało jej się jak Harry opisywał jej pobyt w lochach domu Malfoyów. Ciemne,
brudne, pełne różnych narzędzi tortur – na samą myśl Hermionie zrobiło się
niedobrze. Harry opowiadał to z każdym szczegółem, jednak Granger nadal nie
mogła rozgryźć w czyich lochach się znajduje z pewnością nie były to te lochy z
Malfoy Manor, wiedziałaby. Tak sprytna i inteligentna czarownica jak Hermiona
Granger od razu rozpoznałaby lochy Malfoya. Pamiętała jak mężczyzna ją tu
zwlekał, rozpoznałaby salon młodego Ślizgona. Chociaż była w jego domu raz i
nie wspominała tych wydarzeń dobrze, to miała niesamowitą pamięć fotograficzną.
Przymknęła powieki, wzięła głęboki oddech i zaczęła przywoływać zdarzenia z
porwania.
[WSPOMNIENIA]
Jak każdej
środy Hermiona Granger wstała dość wcześnie, bowiem od pewnego czasu bardzo
polubiła bieganie, więc w każdą środę i
w każdy piątek miesiąca młoda Gryfonka poświęcała czas na swoje nowe
hobby. Bieganie w jakiś sposób ją uspokajało, zapominała o Bożym świecie. O
wszystkich problemach, które ją dotykały, zapominała także o wojnie, która
dotknęła ją i jej przyjaciół. O rodzicach, których do tej pory nie odnalazła, a
szanse na odnalezienie państwa Grangerów były łudzące. Wiele tygodni spędziła
na poszukiwaniu rodziny, skutek ciągle był taki sam – przepadli – jak kamień w
wodę. Rozpaczała długo, ale jak każdy – starała się żyć normalnie, iść dalej,
nie stać w miejscu, bo to było najgorsze co mogłaby wtedy zrobić. Ubrała czarny
dres założyła kaptur na głowę, uprzednio zamykając drzwi na klucz, wyszła z
domu i zaczęła biec. Roznosiła ją euforia, była pełna werwy. Rozglądała się na otaczający
ją dookoła las. Zieleń działała na nią kojąco ponadto każdy wdech był dla niej
jak pierwszy oddech, nie miała tego bezdechu, który ogarniał ja kiedy chciała
płakać lub kiedy płakała. Czuła się wolna.
Biegała jeszcze
godzinę, potem postanowiła wrócić do domu, Biegała jeszcze
godzinę, potem postanowiła wrócić do domu, wracała jeszcze pustymi ulicami
Londynu, zimny wiatr owiewał jej rumianą twarz. Nagle jakby ja spetryfikowało,
stanęła w miejscu ze zdziwieniem. Drzwi do jej mieszkania były uchylone. To
niemożliwe, zamykałam drzwi – pomyślała. Czym prędzej podbiegła w tamtą stronę.
Weszła czym prędzej w głąb mieszkania, wszystkie rzeczy były porozwalane,
weszła do pokoju. Zwykle schludny pokój wyglądał jakby przeszedł przez huragan,
jej ubrania porozwalane były po podłodze, zasłony zostały pozrywane. Dotychczas
zamknięte szuflady były powyrzucane, a papiery powywalane. Jej półka na książki
była zbezczeszczona. Dziewczynie łzy zbierały się do oczu, nagle przypomniała
sobie o bardzo ważnych dokumentach, które trzymała w kuchni. Ruszyła ku
pomieszczeniu, gdy weszła do pomieszczenia zamurowało ją. Na krześle przodem do
niej siedział młody mężczyzna. Niewysoki, z włosami związanymi w kucyk patrzył
na nią szarymi oczami, w których dostrzegalne było rozbawienie. Miał
uwydatnione kości policzkowe, wąskie usta wykrzywił w ironicznym uśmiechu. W
ręku trzymał jakiś przedmiot, ale nie przyglądała się mu .Ubrany był w
szmaragdową szatę, więc Hermiona od razu zrozumiała, iż nie jest to zwykły
mugol, lecz czarodziej. Sięgnęła do kieszeni spodni, gdzie powinna znajdować
się różdżka. Zrobiła zdziwioną minę – atrybutu nie było. W tym momencie rozległ
się śmiech, szczery śmiech. Spojrzała na niego lekko wystraszona a on
postanowił się w końcu odezwać, kończąc uprzednio swój śmiech.
- Eh, a podobno jesteś najmądrzejszą czarownicą od
czasów Roweny – pokręcił z rozbawieniem głową. Głos miał niski, brzmiał jak
poeta, jego głos był kojący, ale jednocześnie osoba, która go słyszała
wyczuwała, ze zadzieranie z nim to nienajlepszy pomysł. – Czy to ci coś
przypomina? – zapytał podnosząc swoją dużą opaloną dłoń, w której trzymał
różdżkę, nie byle jaką różdżkę, bo różdżkę samej Hermiony.
- Skąd ty… - zaczęła.
- Och, naprawdę? – prychnął. – Kto jest tak głupi,
żeby nie wiedzieć, że ukryjesz różdżkę pomiędzy książkami? Jesteś taka
przewidywalna – odparł obojętnym tonem – myślałem, że zajmie mi to więcej
czasu, włamanie się do ciebie, pozbawienie cię różdżki, cóż, widać, zbyt wysoko
cię oceniłem – wzruszył ramionami kręcąc głową.
- Czego chcesz? – spytała lekko przerażonym tonem,
mężczyzna rozgryzł ją szybciej niż myślała, znalazł jej różdżkę, miał ją w
garści.
- Chcę ciebie – w tym momencie wszystko działo się
szybko, skierował w nią magiczny przedmiot, wypowiedział formułkę, a ona
upadła. Ostatnie, co usłyszała to ‘’No to zaczynamy zabawę’’.
Jedyne, co
potem pamiętała to ciemne lochy i to, że szarooki wpadał do niej tylko po to,
aby dać jej jedzenie lub trochę uprzykrzyć jej życie.
[KONIEC
WSPOMNIENIA]
Westchnęła a w jej oczach zalśniły łzy. Nie,
nie będę płakać, nie przy nim – pomyślała i znów spojrzała na niego walecznym
spojrzeniem. Pokonał ja, bo była głupia, myślała, że nic złego ją już nie spotka
i może żyć bez tak dużej przezorności. W wyobraźni widziała minę zawodu
Harry’ego i jego żałujące spojrzenie. Zawsze namawiał ją do trzymania różdżki
przy sobie, nawet podczas biegania, teraz płaciła za swoją upartą naturę bardzo
drogą cenę.
- To, co, szlamciu,
nie wiesz? – Każde jego słowo ociekało sarkazmem.
- Nie wiem, ale
się dowiem, zobaczysz – odpowiedziała twardo – choćby to miała być ostatnia rzecz,
jaką przyjdzie mi zrobić, dowiem się w lochach, jakiego parszywca się znajduje.
- To twoje
udawanie, że się w ogóle nie boisz jest, co najmniej słodkie, ale dziś
przyszedłem w innej sprawie – odrzekł mężczyzna – pomyślałem sobie, że ja wiem
jak ty się nazywasz, więc sprawiedliwie byłoby gdybyś i ty znała moje imię.
- Uwierz, nie
potrzebuję tego – prychnęła. – Ale skoro już musisz.
- Grzeczna
dziewczynka – spiorunowała go wzrokiem – nie sądzisz, że jesteśmy dla siebie
zbyt mili? – Zapytał. – Odzywamy się do siebie w dość luźny sposób, nie
krzyczymy, widać nasza znajomość kwitnie – uśmiechnął się.
- No ty chyba
sobie żartujesz! – Oburzyła się – nigdy nie będziemy w przyjacielskich
stosunkach. – Odparła. – Jesteś podłym, bezdusznym potworem, który więzi mnie w
zatęchłym lochu, wyzywa od szlam, uprowadził mnie niewiadomo, po co i teraz
jeszcze sugerujesz, że nasza rzekoma znajomość kwitnie! – Krzyknęła
zdenerwowana brązowowłosa.
- Już, wyżyłaś
się? – Zapytał retorycznie. – To dobrze, cóż – zaczął poważnie – niedługo
dowiesz się, po co cię uprowadziłem, ale na razie wiedz, że nie jestem
potworem, lecz nazywam się Chris – powiedział. Dziewczyna kiwnęła tylko głową
na znak, że zrozumiała.
- Mam dla
ciebie jedzenie – wyczarował talerz, na którym było sporo kawałków kurczaka,
pieczone ziemniaki i gotowana marchewka, obok stał dzbanek z sokiem a niedaleko
niego szklanka. Przypomniał sobie, ze dziewczyna jest skuta kajdanami, więc
szybko ją z tego uwolnił.
- Mam coś
jeszcze – powiedział, podczas gdy młoda czarownica rozmasowywała bolące
nadgarstki, uniosła na niego swoje czekoladowe oczy. Wyjął spod szaty książkę.
I rzucił na podłogę.
- Pomyślałem,
że powinienem bardziej zadbać o twoją wygodę – spojrzała na niego groźnie – mam
nadzieje, że ci się spodoba – wyszedł z jej lochu bez żadnego pożegnania zatrzaskując
kraty i zamykając je wielkim kluczem. I odszedł. Dziewczyna podeszła do
jedzenia i już miała zamiar sięgnąć po łódko, ale nie mogła się powstrzymać i
wpierw sięgnęła ku książce. Oniemiała, gdy zobaczyła tytuł.
- Romeo i Julia
– odparła, – na co mi książka o tragicznej miłości? Westchnęła nie uzyskawszy
odpowiedzi i zabrała się za jedzenie.
Powrócił do swego małego kantorka z zamiarem
przebrania się i zaczekania jeszcze tych dziesięciu minut aż działanie eliksiru
przestanie działać.
Draco postanowił dokładnie obmyślić plan
przekonania Granger do pomocy. Całe porwanie było jedynie szczegółem, a
dziewczyna nigdy nie miała się dowiedzieć, że to właśnie jego sprawka. Siedział
pochylony w gabinecie swojego ojca czytając papiery o przeszłości Idalii, były
to kluczowe informacje, ponieważ nie miał ich zbyt wielu, a musiał jej pomóc. W
jakikolwiek sposób. Ktoś zapukał do drzwi, krzyknął tylko ‘’wejść’’ i dalej
przeglądał dokumenty. Drzwi otworzyły się, a w progu stała siostra Malfoya.
Podniósł wzrok i uśmiechnął się napotykając jej wzrok, oddała jego gest.
- Czegoś potrzebujesz? – zapytał.
- Właściwie, to – zaczęła
dziewczyna – chciałam zapytać czy mogę wyjść do ogrodu.
- Oczywiście, że możesz – odparł,
– kto miałby ci zabronić? Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- No właśnie, Idalio. Niedługo
przybędzie Zabini, więc zawołam cię, abyś się z nim przywitała, prawdopodobnie
znów będzie miał do opowiedzenia jakąś bezsensowną historyjkę, które tak
uwielbiasz – powiedział. Idalii oczy zaświeciły się z radości. Uwielbiała
Blaise’a, nie był jak Draco, on zawsze miał humor i starał się ją rozbawić, za
to go uwielbiała.
- To wyśmienicie – klasnęła w
dłonie – pójdę już, gwiazdy świecą dziś jasno, może chcesz wyjść ze mną i je
pooglądać? – zapytała.
- Nie, to nie dla mnie – mruknął
i znów zajął się swoimi papierami. Dziewczyna westchnęła smutno, ale rozumiała.
Draco był inny niż wszyscy. Był dobrym bratem, ale nie chciał z nikim spędzać
za dużo czasu. Opuściła czym prędzej jego gabinet i udała się w kierunku
ogrodu.
Nie chcę sie nawet tłumaczyć ile czasu mnie tu nie było, jeśli wciąż tu jesteś to bardzo sie cieszę. Nie było mnie ponad rok, nie wiem działo sie ze mną różnie, naprawdę postaram się dokończyć to Dramione, przewiduje dwadzieścia rozdziałów, może więcej, jednocześnie piszę też nowe więc na pewno znajdę czas i na to, ale nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, naprawdę. Co słychac? Ja mam nawał nauki i nie wiem za co sie zabrać, pozdrawiam ciepło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz